Drogi pamiętniczku, jest 14 lipca 2025 roku… 🙂 Nadal jesteśmy na campingu Madrid Arco Iris, gdzie czas płynie spokojnie i bez pośpiechu. Pogoda dopisuje, wokół cisza i spokój – nie mamy żadnych sąsiadów na alejce, a życie na campingu toczy się leniwie. Gdyby nie obecność kilku gości w domkach, można by pomyśleć, że jesteśmy poza sezonem. Ten spokój bardzo nam odpowiada – to taki nieoczekiwany luksus w środku lata. Korzystamy z niego w pełni, delektując się powolnymi porankami i wieczornym chłodem przy kolacji.
Wtorek spędziliśmy między pracą zdalną a śledzeniem ważnego wydarzenia – Sławosz Uznański-Wiśniewski powrócił z kosmosu. To wydarzenie, które warto zapamiętać – Polak w Europejskiej Agencji Kosmicznej, który wraca z misji kosmicznej, to niecodzienna historia, która napawa dumą i przypomina, że granice są tam, gdzie sami je postawimy. Obserwowanie tego wydarzenia z poziomu biwakowego krzesełka, z laptopem na kolanach i śpiewem ptaków w tle, miało w sobie coś symbolicznego. Przypomniało nam, że nawet na końcu świata – czy raczej: z końca pola namiotowego – można być blisko najważniejszych wydarzeń.


W środę rano pożegnaliśmy Madryt i ruszyliśmy na południe – naszym kolejnym przystankiem był Camping Los Villares w rejonie Sierra de Córdoba.
Sama droga, choć malownicza, potrafi dać się we znaki – kręte, górskie odcinki mogą być wymagające, szczególnie dla osób z chorobą lokomocyjną. Jednak im wyżej wjeżdżaliśmy, tym piękniejsze widoki rozciągały się przed nami. Po dotarciu na miejsce rozbiliśmy namiot i od razu ruszyliśmy do Kordoby.

To była nasza pierwsza wizyta w tym mieście i już wiemy, że nie ostatnia. Kordoba zaskakuje na każdym kroku – nie tylko Mezquitą, ale też gąszczem uroczych, wąskich uliczek, które prowadzą do ukrytych dziedzińców i tarasów, skąpanych w zieleni i kwiatach. Nie bez powodu to właśnie to miasto uznawane jest za jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Andaluzji. Każdy zaułek wydawał się mówić: „zatrzymaj się na chwilę, posłuchaj ciszy, poczuj zapach jaśminu”.










Wieczorem, skuszeni lokalnymi smakami, udaliśmy się na kolację do jednej z polecanych tawern. Spróbowaliśmy m.in. gazpacho, patatas bravas i flamenquín cordobés, czyli roladek wieprzowych zawiniętych w szynkę serrano z nadzieniem z ogona byka. Choć brzmi egzotycznie, danie okazało się smaczne i wyjątkowe – to kolejny dowód na to, że warto otwierać się na kuchnię regionu, który odwiedzamy. To kulinarna odwaga, która się opłaciła – szczególnie, że flamenquín od Łukasza podbił serce i żołądek.






Czwartek postanowiliśmy spędzić śladem jednej z ulubionych produkcji – „Gry o Tron”. Odwiedziliśmy zamek Almodóvar del Río, znany fanom serialu jako Wysogród. Miejsce zrobiło na nas ogromne wrażenie – zarówno pod względem architektonicznym, jak i krajobrazowym. Widoki z murów zamku zapierały dech w piersiach, a świadomość, że stąpamy po śladach aktorów znanych z ekranów, dodawała temu miejscu wyjątkowego charakteru. To prawdziwa gratka nie tylko dla fanów serialu, ale dla wszystkich miłośników historii i zamkowych klimatów.


















Na Campingu Los Villares spędziliśmy tylko dwie noce – to było nasze najbardziej minimalistyczne rozbicie podczas całego wyjazdu: sam namiot, stolik i dwa krzesła. Był to również czas odpoczynku od pracy – nie rozstawialiśmy Starlinka, a poranne śniadania jedliśmy w campingowym barze. Tosty z pomidorami i szynką oraz kawa con leche za 3 euro – smacznie, lokalnie i niedrogo. Czasem mniej znaczy więcej, a ta forma „light” przypomniała nam, że podróżowanie nie musi być logistycznym przedsięwzięciem.







W piątek wczesnym rankiem zwinęliśmy cały nasz obóz – zajęło to niespełna 15 minut – i ruszyliśmy dalej. Tym razem naszym wyborem był Camping Valle Niza Playa, położony niedaleko Malagi, tuż przy morzu. Od samego początku miejsce zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Parcela znajdowała się na końcu campingu, więc nie dochodziły do nas odgłosy z basenu, placu zabaw czy wieczornych animacji – panował spokój, który bardzo cenimy. Początkowo wybraliśmy bardziej nasłonecznioną parcelę, ale po dwóch dniach przenieśliśmy się kilka miejsc dalej, gdzie cień dawały pobliskie drzewa – różnica była ogromna i od razu poczuliśmy się lepiej.
Jedyny minus, jaki możemy wskazać, to brak trawy na parcelach – teren jest suchy i dość pylący, przez co wszystko bardzo szybko się kurzy. My próbowaliśmy sobie z tym poradzić, rozkładając dużą matę na parceli. Mimo to, nie przesłoniło nam to całościowo bardzo pozytywnego odbioru miejsca – ale warto się przygotować, szczególnie jeśli planujecie dłuższy pobyt. Camping oferuje możliwość wynajęcia lodówki – małej lub dużej, co jest bardzo wygodne, zwłaszcza podczas upałów. W kilku miejscach znajdują się również strefy BBQ – z przygotowanymi grillami, gdzie można przyrządzić coś pysznego i wspólnie zjeść na świeżym powietrzu.
Sobota upłynęła nam spokojnie – odpoczynek, chwila z serialem, nadrabianie YouTube’a i małe zakupy. Taki dzień bez pośpiechu pozwolił na pełne naładowanie baterii. Czasami takie dni są potrzebne – nie zawsze trzeba zwiedzać, czasem warto po prostu pobyć.
W niedzielę wybraliśmy się do Malagi – miasta, do którego zawsze chętnie wracamy. Tym razem zaskoczyła nas niewielka liczba turystów, co – jak się okazało – było wynikiem wysokiej temperatury sięgającej 40 stopni. Spacerowaliśmy więc po niemal pustych uliczkach, ciesząc się spokojem i niepowtarzalnym klimatem andaluzyjskiego miasta. Udało nam się odwiedzić kilka ulubionych miejsc, wypić kawę w cieniu drzew i złapać trochę morskiej bryzy nad promenadą.









Po kilku intensywnych tygodniach w trasie, te dni w Andaluzji były jak oddech – nieco wolniejsze, spokojniejsze, pozwalające uporządkować nie tylko bagaż, ale i myśli. Przypomniały nam, że nie trzeba codziennie zdobywać nowych szczytów – czasem wystarczy złapać rytm i po prostu cieszyć się chwilą.
Nasz namiotowy zestaw wyjazdowy
Po przekroczeniu granicy z Hiszpanią, gdzie temperatury w ciągu dnia sięgają nawet 40°C, a nocą rzadko spadają poniżej 25°C, podjęliśmy decyzję o zmianie naszego głównego namiotu. Z Rarotongi przesiadamy się na Dometic Reunion FTG Redux 4×4 – bo chociaż Rarotonga to namiot idealny na dłuższe postoje, teraz całe nasze życie toczy się głównie przed namiotem. A nocami system wentylacji w Reunionie naprawdę ratuje komfort snu w tych warunkach. Na ten moment to właśnie Reunion 4×4 stał się naszym domem.
Cały sprzęt pakujemy do lekkiej przyczepki Unitrailer, która mieści wszystko, co potrzebne do życia pod namiotem, m.in.:
lodówkę Dometic CFX2 57L z powerbankiem PLB15, Starlinka Gen2, krzesełka Dometic Compact Chair, kuchenkę Campingaz, łóżka i maty Coleman, toaletę turystyczną Campingaz oraz oświetlenie i akcesoria od Newell.
I jeszcze wiele, wiele innych rzeczy, które sprawiają, że podróż staje się domem.
Linki do najważniejszych sprzętów znajdziesz poniżej ⬇️
Tak minął piąty tydzień naszej podróży SummerTrip2025 – pełen pięknych miejsc, nowych smaków i chwil odpoczynku. Kolejne przygody już za rogiem – do zobaczenia w następnym odcinku!