Na skróty
Tym razem postanowiliśmy pójść na całość. Wybraliśmy kierunek, który do tej pory był dla nas wielką niewiadomą – południowe Włochy i Sycylia, czyli rejony, w których wcześniej nigdy nie byliśmy (no dobrze, oprócz Rzymu – ten znamy już bardzo dobrze).
Wyruszyliśmy 1 marca, wróciliśmy 27 kwietnia, a licznik na koniec pokazał dokładnie 8146 km.
W tym czasie odwiedziliśmy 5 campingów, przetestowaliśmy nowy namiotowe zestawy, zjedliśmy dziesiątki pizz, kilogramy makaronu i wypiliśmy morze espresso.

Dzięki lekkiej przyczepce, która dzielnie nam towarzyszyła, udało się zabrać więcej sprzętu niż zwykle – i sprawdzić go w akcji. Pogoda? W większości bajeczna – kurtka przeciwdeszczowa nie była nam potrzebna ani razu, choć prognozy postraszyły nas na tyle skutecznie, że raz zmieniliśmy camping z wyprzedzeniem, uciekając przed zapowiadanym oberwaniem chmury.
Jak to bywa na takich wyprawach – praktyka szybko zweryfikowała nasze wcześniejsze założenia. Wiemy już, co warto spakować następnym razem, z czego spokojnie możemy zrezygnować, a co okazało się totalnym hitem.
To nie był wyjazd all inclusive. To był żywy, intensywny i piękny kawałek włoskiego życia, z porankami przy kawie pod namiotem, zapachem świeżej bazylii i plażami, na których byliśmy zupełnie sami.
Zapraszamy Cię do przeczytania naszego podsumowania Italy2025 – będzie praktycznie, szczerze, z humorem i garścią wskazówek dla tych, którzy marzą o podobnej wyprawie.
Jak zaplanowaliśmy trasę i spakowaliśmy wszystko do przyczepki
Nasza wyprawa rozpoczęła się w Szczecinie i od początku wiedzieliśmy, że tym razem celem są południowe Włochy i Sycylia. Pierwszy nocleg zrobiliśmy w Carpi – szybki przystanek w hotelu, żeby rozłożyć trasę na dwa dni i nie jechać na raz. Potem było już tylko campingowo: Rzym, Pompeje, Katania, Palermo i Bari – w tych miejscach rozkładaliśmy namiot i zostawaliśmy na kilka, a czasem kilkanaście dni.
W sumie przejechaliśmy 8146 km, a cała trasa minęła bez większych problemów – bez korków, bez stresu, z pięknymi widokami i włoskim klimatem w tle. Jedyny incydent przydarzył się na autostradzie, kiedy pękł zaczep tylnej klapy przyczepki i klapa otworzyła się w trakcie jazdy. Na szczęście szybko to zauważyliśmy, nic nie wypadło, a sytuacja zakończyła się tylko na chwilowym postoju i dodatkowym zabezpieczeniu klapy.
Kluczową rolę w całym wyjeździe odegrała nasza przyczepka Unitrailer Garden Kipp 200. Gdyby nie ona, nie zabralibyśmy połowy rzeczy, które sprawiły, że ten wyjazd był nie tylko wygodny, ale też wyjątkowo dobrze zorganizowany. Namioty, meble, sprzęt kuchenny, akcesoria dodatkowe – wszystko zmieściło się bez problemu. A sama przyczepka okazała się lekka, stabilna i świetnie radziła sobie nawet na krętych sycylijskich drogach.
Jeśli ktoś z Was zastanawia się nad takim rozwiązaniem – naprawdę warto. A po szczegóły techniczne i praktyczne zapraszamy do recenzji, którą przygotował Łukasz:
Gdzie spaliśmy i co myślimy o odwiedzonych campingach
hu Fabulous Village – Rzym
Naszą włoską przygodę rozpoczęliśmy i zakończyliśmy (już pod namiotem) od dobrze znanego miejsca – campingu hu Fabulous Village pod Rzymem. To był nasz trzeci pobyt na tym campingu (ostatni raz spędziliśmy tu aż trzy miesiące w 2023 roku!), więc wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Tym razem jednak było trochę inaczej.
Na początek marca zaplanowaliśmy dwa tygodnie postoju, chcąc jeszcze trochę odpocząć po trasie i rozgrzać się w promieniach włoskiego słońca. Niestety, po przyjeździe okazało się, że choć infrastruktura campingowa była już gotowa – parcele, sanitariaty, cały teren – właściciele nie podjęli jeszcze decyzji o oficjalnym udostępnieniu miejsc namiotowych.
Zamiast pod namiotem, zamieszkaliśmy więc w malutkim domku campingowym. Nie ukrywamy, trochę żałowaliśmy – ale przynajmniej mieliśmy okazję przetestować jeszcze inną opcję noclegu, w oczekiwaniu na dalszą część wyprawy.
Pełną relację i nasze wrażenia z hu Fabulous Village znajdziecie tutaj:
Camping Villa Julia – Pompeje
Po pobycie w Rzymie ruszyliśmy dalej na południe i zatrzymaliśmy się na Campingu Villa Julia w Pompejach. To niewielki, ale bardzo przyjemny camping, który okazał się idealną bazą wypadową do zwiedzania nie tylko Pompejów, ale też Neapolu, Sorrento i wybrzeża Amalfi.
Camping ma kameralną atmosferę, a jego największą zaletą jest położenie – do wejścia na teren ruin Pompejów mieliśmy dosłownie 20 minut spacerem. Z campingu można było także łatwo dojść na stację kolejową Circumvesuviana, skąd bez problemu dostaliśmy się do Neapolu czy Sorrento.
Parcele były równe, utwardzone, częściowo zacienione przez drzewa, co w upalne dni było ogromnym plusem. Sanitariaty może nie były nowe, ale były czyste i codziennie sprzątane – co dla nas jest zawsze jednym z ważniejszych kryteriów oceny.
Na miejscu działał też mały bar i sklepik, w którym można było kupić podstawowe produkty i zamówić świeże pieczywo na śniadanie. Idealne, kiedy nie chce się od rana szukać otwartych sklepów w okolicy.
Camping Villa Julia idealnie wpasował się w spokojniejszy rytm naszej wyprawy – było cicho, zielono i bardzo wygodnie. Świetne miejsce, jeśli szuka się dobrego punktu wypadowego do największych atrakcji Kampanii, a jednocześnie chce się odpocząć od miejskiego zgiełku.
Pełną relację i nasze wrażenia z Camping Villa Julia znajdziecie tutaj:
Area Sosta Costa Splendente – Sycylia (okolice Katanii)
Po opuszczeniu Kampanii wjechaliśmy na Sycylię i zatrzymaliśmy się na Area Sosta Costa Splendente, położonym tuż przy plaży niedaleko Katanii. Było to jedno z tych miejsc, które trafiliśmy trochę przypadkiem – ale które wspominamy bardzo ciepło.
To nie był klasyczny camping, tylko area sosta – czyli miejsce przygotowane głównie z myślą o kamperach i przyczepach, ale z możliwością rozbicia namiotu. Nie było tu luksusów, ale była plaża na wyciągnięcie ręki, mnóstwo przestrzeni i pełen luz.
Za postój płaciliśmy tylko 10 euro za dobę, a w cenie mieliśmy dostęp do wody, prądu i bardzo podstawowych sanitariatów. Na miejscu działał też niewielki bar, w którym można było kupić kawę czy coś prostego do jedzenia.
To miejsce miało niepowtarzalny klimat – codzienne poranki z kawą nad samym morzem, zachody słońca oglądane prosto z namiotu i absolutny spokój, którego nie znajdzie się na dużych, komercyjnych campingach.
Area Sosta Costa Splendente idealnie sprawdziła się na kilka dni totalnego resetu. Prosto, spokojnie, bez zbędnych udziwnień – dokładnie tak, jak lubimy najbardziej, kiedy chcemy złapać oddech w trasie.
Pełną relację i nasze wrażenia z Area Sosta Costa Splendente znajdziecie tutaj:
Camping Mokambo – Sycylia (okolice Katanii i Etny)
Po kilku dniach tuż przy plaży przenieśliśmy się na Camping Mokambo, położony bliżej Katanii i Etny. To miejsce wybraliśmy ze względu na dobre położenie – w sam raz, żeby połączyć wypoczynek nad morzem z możliwością wycieczek na wulkan i zwiedzania miasta.
Sam camping miał kameralny, nieco surowy charakter. Teren był duży, pełen zieleni, ale wyglądał, jakby trwały tam jeszcze przygotowania do sezonu – miejscami porozrzucane gałęzie i drobny nieład.
Sanitariaty były czyste, ale zdecydowanie wymagały już remontu. Trzeba było się przygotować na typowo włoskie warunki:
– brak ciepłej wody w umywalkach i kranach do mycia naczyń,
– płatne prysznice – 70 centów za 3 minuty,
Okolica samego campingu też nie należała do najbardziej urokliwych – sporo śmieci, mocno zniszczone drogi, miejscami trzeba było jechać slalomem maksymalnie 30 km/h.
Camping Mokambo nie miał też infrastruktury sportowej ani atrakcji dla dzieci – nie było boisk, placów zabaw czy innych udogodnień. Być może w sezonie coś się tam pojawia, ale w marcu było naprawdę pusto.
Mimo tych niedoskonałości, miejsce miało swoje plusy – bliskość Etny i morza dawała nam świetne możliwości na wycieczki i spacery. Idealne miejsce dla tych, którzy szukają spokoju i przygody, a nie luksusowych warunków.
Pełną relację i nasze wrażenia z Camping Mokambo znajdziecie tutaj:
Camping La Playa – Sycylia (okolice Palermo)
Po przygodzie z Etną ruszyliśmy dalej, w stronę Palermo, gdzie zatrzymaliśmy się na Campingu La Playa w miejscowości Isola delle Femmine. To miejsce wybraliśmy świadomie – szukając spokojnej bazy przy plaży, a jednocześnie w pobliżu dużego miasta.
Camping La Playa to kameralne, ciche miejsce, idealne do odpoczynku po intensywnych dniach zwiedzania. Bez wielkich atrakcji, bez animacji i hałaśliwych barów – ale z dużą przestrzenią, cieniem drzew i sympatyczną atmosferą.
Parcele były spore i dobrze przygotowane, część z nich pokryta żwirem, a część – wyłożona trawą i niskimi podestami. Sanitariaty skromne, ale codziennie sprzątane, bez limitu na ciepłą wodę pod prysznicem, co w naszym podróżniczym świecie od razu podnosiło ocenę miejsca.
Ogromnym plusem była bliskość plaży – wystarczyło przejść przez ulicę, by rano wypić kawę z widokiem na morze, a wieczorem patrzeć na zachód słońca.
Camping La Playa świetnie sprawdził się jako baza do zwiedzania Palermo, a także jako miejsce na złapanie oddechu w spokojniejszym rytmie, zanim ruszyliśmy dalej na kontynent.
The Battery Camping Bisceglie – Apulia (okolice Bari)
Przedostatnim przystankiem na naszej trasie był The Battery Camping Bisceglie, znany też jako Camping Cala Batteria. Miejsce ma nowych właścicieli, którzy naprawdę starają się je zmieniać na lepsze – widać prace nad nowym basenem, strefą dla dzieci i remontem restauracji.
Camping jest nieduży, zadbany, z podziałem na parcele i monitorowanym parkingiem dla samochodów. Nowe łazienki z ciepłą wodą i bezpłatnymi prysznicami zdecydowanie zasługują na pochwałę, a bezpośredni dostęp do morza (choć bez typowej plaży) to ogromny atut.
Niestety, były też minusy – zwłaszcza w świąteczny weekend. Głośne imprezy z klubu za płotem, hałas, tłumy gości i chaos organizacyjny mocno zepsuły klimat. Do tego brak sklepu w okolicy trochę komplikował codzienność.
Poza sezonem to miejsce ma jednak duży potencjał – cisza, morze na wyciągnięcie ręki i świetna baza do zwiedzania Bari, Matery i Alberobello.
Z jakich namiotów korzystaliśmy i które sprawdziły się najlepiej
Podczas Italy2025 postawiliśmy na sprawdzone rozwiązania od Dometic – zabraliśmy ze sobą dwa modele: Rarotonga 401 FTT TC oraz Boracay 401 FTC TC wraz z dodatkami.
Rarotonga była naszym głównym namiotem, który rozstawialiśmy wszędzie tam, gdzie mieliśmy do dyspozycji większe parcele. Oferowała nam komfortową przestrzeń do życia – z wygodną strefą dzienną, dużą sypialnią i świetną wentylacją dzięki wysokiej jakości materiałom technicznym. Dzięki przemyślanej konstrukcji i przedsionkowi mogliśmy naprawdę poczuć się jak w domku pod namiotem, nawet podczas dłuższych postojów.








Boracay okazał się niezastąpiony, gdy przestrzeni było mniej. To właśnie on uratował nas na Campingu La Playa, gdzie parcele były na tyle małe, że nasza Rarotonga po prostu by się nie zmieściła. Boracay jest mniejszy, kompaktowy, ale bardzo funkcjonalny – rozstawia się szybko, a dzięki dodatkowemu daszkowi zapewniał nam przyjemny cień i miejsce do odpoczynku.








Oba namioty świetnie uzupełniały się na trasie – Rarotonga dawała luksus przestrzeni na dłuższe pobyty, Boracay – elastyczność, kiedy miejsca było mniej.
Cały zestaw sprawdził się doskonale w różnych warunkach pogodowych, a oddychające tkaniny naprawdę robiły różnicę w cieplejsze dni.
Nasz awaryjny pomocnik – Quechua MH100 Fresh & Black
Podczas Italy2025 nie obyło się bez sytuacji, w których potrzebowaliśmy szybko i sprawnie rozbić namiot – czy to po późnym przyjeździe na camping, czy przed bardzo wczesnym wyjazdem, kiedy nie było czasu na pełne rozkładanie i składanie dużych namiotów. Właśnie w takich momentach Quechua MH100 Fresh & Black dla 3 osób okazał się naszym cichym bohaterem.
Ten mały, lekki namiot był zawsze gotowy do akcji – rozstawienie zajmowało dosłownie kilka minut, a dzięki systemowi Fresh & Black wnętrze było przyjemnie chłodne nawet podczas cieplejszych nocy. Świetnie chronił przed porannym słońcem, co przydało się szczególnie wtedy, kiedy spaliśmy dosłownie kilka godzin przed dalszą trasą.
Quechua MH100 nie zastąpi komfortu dużych namiotów na dłuższe pobyty, ale jako awaryjne rozwiązanie sprawdził się znakomicie – lekki, kompaktowy i absolutnie niezawodny wtedy, kiedy liczyła się każda minuta.



Dometic AIR SCREEN FTA – trochę prywatności pod włoskim niebem
Na dłuższych postojach bardzo doceniliśmy Dometic AIR SCREEN FTA – nadmuchiwaną ściankę, którą wykorzystywaliśmy jako mobilną osłonę zapewniającą głównie prywatność. Szybko się rozstawiała, była stabilna nawet przy wietrze i świetnie sprawdzała się zarówno przy namiocie, jak i obok stolika czy kuchni.





Dzięki niej mogliśmy spokojnie pracować, jeść czy po prostu odpoczywać, nie czując się jak na wystawie. W tłoczniejszych miejscach dawała nam to, czego czasem na campingu brakuje najbardziej – odrobinę odseparowania się od reszty świata.
Jakie zabraliśmy meble i sprzęt kuchenny?
Szafki – porządek, który nie zawsze się opłaca



Na Italy2025 zabraliśmy dwie szafki kempingowe Quechua – solidne, pojemne i świetnie wykonane. Na dłuższy pobyt w jednym miejscu? Rewelacja. Ale przy częstej zmianie campingów szybko okazało się, że ciągłe pakowanie i rozpakowywanie ich zawartości to strata czasu. W naszym przypadku chyba lepiej sprawdzałyby się otwarte szafki – szybciej, wygodniej i bez frustracji przy porannym zwijaniu obozu.
Podsumowując: fajne, ale nie dla nomadów 😉
Krzesła i stoliki – wygoda ma znaczenie
Na Italy2025 zabraliśmy dwa komplety krzeseł i… oba trafiły w punkt, ale z zupełnie innych powodów.
Westfield Performance Advancer XL to nasz sprawdzony klasyk – mega wygodne, wytrzymałe i idealne do kilku godzin pracy przy laptopie. Minus? Zajmują sporo miejsca po złożeniu, ale coś za coś – komfort ma swoją objętość.



Nowością były dla nas krzesła Dometic GO Compact Camp Chair, które testowaliśmy dzięki współpracy z marką Dometic. Lekkie (waga 4,3 kg), kompaktowe, wygodne, po złożeniu zajmują naprawdę mało miejsca – idealne do porannej kawy, książki i chillowania na słońcu. Do tego producent zadbał o wygodny pokrowiec, więc łatwo się je przewozi.



Jeśli chodzi o stół, to Dometic GO Compact Camp Table absolutnie nas zachwycił. Piękny bambusowy blat, trzy poziomy regulacji wysokości, duża powierzchnia (65 × 100 cm) – sprawdzał się świetnie i do jedzenia, i do pracy. Jedyny minus? Brak pokrowca w zestawie – trzeba dokupić osobno.





Dodatkowo mieliśmy też mały stolik z Decathlonu, który stał zawsze pod namiotem i pełnił funkcję naszego zewnętrznego pomocnika.



Łóżka i śpiwory – komfort, jakiego się nie spodziewaliśmy
Podczas Italy2025 po raz pierwszy postawiliśmy na łóżka turystyczne Coleman Pack Away Cot – i szczerze mówiąc, na początku mieliśmy lekkie obawy. Dla bezpieczeństwa zabraliśmy nawet dmuchany materac, ale… ani razu go nie użyliśmy.





Spaliśmy na dwóch pojedynczych łóżkach, na których położyliśmy matę samopompującą Coleman Supercomfort 7.5 Double – i to był strzał w dziesiątkę. Stabilnie, wygodnie, bez żadnego rozjeżdżania się, uwierania czy skrzypienia. Dodatkowe półeczki nocne przy łóżkach świetnie sprawdzały się na telefon, książkę czy szklankę z wodą – mała rzecz, a ogromna wygoda.
Kiedy zdarzyło nam się spać w mniejszym namiocie Quechua, używaliśmy tej samej maty bez łóżek – i nadal było super. Izolacja od ziemi na piątkę z plusem, żadnego chłodu nawet w chłodniejsze noce.
A jeśli mowa o śnie – nasze ulubione śpiwory Coleman Maranta znów nas nie zawiodły. To już nasz drugi sezon z nimi i po prostu nie mamy potrzeby szukać innych. Cieplutkie, wygodne, z materiałem, który aż chce się przytulać. Pełną recenzję podrzucamy tutaj:
Kuchnia i łazienka – prosto, wygodnie i sprawdzone w praktyce
Podczas Italy2025 gotowaliśmy codziennie – i naprawdę dało się to robić wygodnie, szybko i bez nerwów. Sercem naszej kuchni była kuchenka Campingaz Camping Kitchen 2 Multi-Cook, która świetnie sprawdziła się zarówno do gotowania makaronów, jak i przygotowywania porannego omleta czy podsmażania warzyw. Dzięki dodatkowej płycie grillowej mogliśmy też od czasu do czasu wrzucić coś na ruszt – bez potrzeby zabierania osobnego grilla.
Do zasilania używaliśmy butli butanu 2,75 kg, która spokojnie wystarczyła na większość wyjazdu, a w zapasie mieliśmy jeszcze kilka kartuszy Campingaz CV 470 Plus – na wszelki wypadek i na te sytuacje, gdy korzystaliśmy z mniejszej, mobilnej kuchenki.
Przez dwa miesiące ani razu nie zabrakło nam paliwa, a gotowanie pod gołym niebem weszło nam tak w krew, że… nawet nie tęskniliśmy za kuchnią w domu 😊
Dzięki współpracy z marką Dometic, towarzyszyła nam lodówka kompresorowa Dometic CFX2 o pojemności 57 litrów – i nie wyobrażamy sobie lepszego sprzętu na taki wyjazd. Była z nami przez całe dwa miesiące, podłączona do prądu na parcelach, zasilana z Dometic PLB15 w trasie i nawet przy kilkugodzinnych postojach utrzymywała niską temperaturę bez najmniejszego problemu.


Dzięki kompresorowi nie musieliśmy martwić się o temperatury zewnętrzne – niezależnie, czy stała na słońcu, czy w cieniu, wszystko w środku było idealnie schłodzone. Lodówka działała cicho, była pojemna, dobrze zorganizowana wewnętrznie i bez trudu pomieściła nie tylko codzienne zakupy, ale też mogliśmy robić małe zapasy na kilka dni. Dużym plusem była też możliwość dokładnego ustawienia temperatury, a aplikacja mobilna pozwalała nam to kontrolować z poziomu telefonu – nawet bez zaglądania do wnętrza.
Po dwóch miesiącach użytkowania możemy powiedzieć jedno: Dometic CFX2 57L to sprzęt z kategorii: raz spróbujesz – i nie chcesz wracać do pasywnych lodówek. Pełna lodówka = pełny komfort życia pod namiotem. I zawsze zimna woda. I zimna cola. I zimne masło. A to się liczy.
Na wyjazd zabraliśmy też Dometic GO Hard Storage 50L – solidny, szczelny i bardzo praktyczny pojemnik, w którym trzymaliśmy całą naszą kuchenną bazę: naczynia, kubki, szklanki, garnki i inne akcesoria. Sprawdził się świetnie – wszystko miało swoje miejsce, nic się nie tłukło ani nie przemieszczało podczas jazdy, a dzięki uszczelce i solidnym klamrom nie musieliśmy się martwić o kurz czy wilgoć.
Poranki zaczynaliśmy od pysznej kawy, zabraliśmy ze sobą ekspres kapsułkowy DeLonghi Nespresso Inissia, który podłączaliśmy do prądu na parcelach. Do zagotowania wody niezastąpiony okazał się czajnik Esbit 1,4 litra – szybki, solidny i kompaktowy.

Przyprawy trzymaliśmy w szczelnym pojemniku Dometic, który zapobiegał rozsypaniu i chronił zawartość przed wilgocią i robaczkami. Zabraliśmy też suszarkę na naczynia, ale przyznajemy – więcej jej nie bierzemy. Zajmowała dużo miejsca, a przy codziennym sprzątaniu i ograniczonej przestrzeni okazała się po prostu zbędna.


Po stronie łazienkowej królowała nasza toaleta turystyczna Campingaz – i szczerze? Nie wyobrażamy sobie kolejnego wyjazdu bez niej. Komfort, higiena i spokój – szczególnie na campingach, gdzie do łazienki trzeba było iść z latarką w ręku lub w czasie deszczu. Oczywiście do kompletu zabraliśmy też zestaw płynów do toalet turystycznych i specjalny papier toaletowy, rzeczy, które dobrze spełniły swoją funkcję przez cały wyjazd.
Codzienność pod namiotem – gotowanie, mycie i ogarnianie chaosu
Choć przez dwa miesiące mieszkaliśmy na różnych campingach, nasza codzienność miała swój rytm – i szybko udało nam się wypracować system, który działał.
Gotowanie to była wspólna sprawa – kuchenkę rozstawialiśmy zawsze pod daszkiem lub w przedsionku, obok stolik, krzesła i wszystkie „kuchenne przydasie”. Kawa z ekspresu o poranku, jajka z patelni, szybka pasta wieczorem – wszystko dało się zorganizować sprawnie i bez nerwów.





Zmywanie? Jeśli camping miał ciepłą wodę – super. Jeśli nie – czajnik z gorącą wodą ratował sytuację. Miskę do mycia mieliśmy zawsze pod ręką, a gąbka, płyn i ściereczka miały swój stały zestaw w plastikowym pojemniku.
Codzienne ogarnianie przestrzeni to była gra zespołowa – porządek w namiocie trzymały głównie torby z Ikea, które trzymaliśmy pod łóżkami. Nie bawiliśmy się w rozpakowywanie wszystkiego do klasycznych szafek – czas i mobilność były ważniejsze niż hotelowy porządek.


Świetnie sprawdził się też Dometic Wardrobe Pole – teoretycznie wieszak na ubrania, a u nas pełnił rolę centrum dowodzenia. Wieszaliśmy na nim klucze, ręczniki, latarki i wszystko, co musiało być pod ręką. Prosty, lekki, a jak się okazało – bardzo praktyczny!


Rano pracowaliśmy – z laptopami przy stole, z widokiem na drzewa lub morze. Po południu i w weekendy ruszaliśmy na zwiedzanie – miasteczka, plaże, ruiny, góry, wszystko to, co kryje południowa Italia.
Czy było idealnie? Nie zawsze. Ale było nasze, dokładnie takie, jakiego chcieliśmy – swobodne, praktyczne i z kawą wypitą boso na macie, przy pierwszych promieniach słońca.
Jak poradziliśmy sobie z elektryką, ładowaniem sprzętu i oświetleniem?
Przy tak długim wyjeździe i codziennej pracy zdalnej porządny dostęp do prądu był absolutnie niezbędny. Na większości campingów korzystaliśmy z przyłączy 230V, więc zabraliśmy ze sobą solidne przedłużacze, rozdzielacze i przejściówki, które pozwalały zasilić wszystko: lodówkę, ekspres do kawy, Starlinka, laptopy i lampki w namiocie – czasem wszystko naraz.
Na trasie i przy awaryjnych sytuacjach świetnie sprawdził się powerbank Newell Asvala 172 Wh – ładował nasze urządzenia, a przy awarii zasilania uratował nas, zasilając Starlinka i pozwalając kontynuować pracę bez stresu.
Drugim niezastąpionym pomocnikiem był akumulator przenośny Dometic PLB15. Wykorzystaliśmy go głównie tam, gdzie potrzebowaliśmy 12V, czyli do pompki elektrycznej do namiotów, która miała wtyczkę zapalniczki, oraz do zasilania lodówki turystycznej w trakcie przejazdów między campingami. Kompaktowy, lekki i bardzo wygodny w użyciu – zdecydowanie zdał egzamin.
W ciągłym obiegu były też zwykłe powerbanki USB, które służyły np. do podładowania telefonów w czasie wycieczek.
Dzięki takiemu zestawowi nie mieliśmy żadnych problemów z prądem – ani na campingu, ani w trasie. A jak wiadomo, kiedy wszystko działa i nic się nie rozładowuje, to i pod namiotem żyje się po prostu lepiej 😊
Jeszcze muszę wspomnieć o świetle – zabraliśmy pełen zestaw sprawdzonych lampek:







– Newell Campina z trybem podświetlenia nocnego,
– Newell Lunar Multitool z karabińczykiem, idealna do zawieszenia na drzewie lub w namiocie,
– czołówka Newell HL1000COB USB-C która przydała się nie raz – przy wieczornym gotowaniu, sprzątaniu i nocnym ogarnianiu terenu. Była mocna, poręczna i wygodna
– oraz nasz niepozorny bohater wieczornych spacerów – Coleman BatteryGuard Mini 200L. Ta malutka, klasyczna lampka zasilana bateriami sprawdziła się znakomicie przy codziennym używaniu – lekka, kompaktowa, idealna do zawieszenia lub postawienia przy wejściu do namiotu.
Dzięki takiemu zestawowi zawsze mieliśmy światło, gdzie i kiedy trzeba – i prąd na wszystko, co dla nas ważne.
Xiaomi C700 – nowy element naszego zestawu
Podczas Italy2025 po raz pierwszy zabraliśmy ze sobą kamerę wewnętrzną Xiaomi C700 – i od razu wiedzieliśmy, że to był dobry wybór. Kamera służyła nam do monitoringu wnętrza namiotu i pilnowała przyczepki, szczególnie wtedy, gdy zostawialiśmy sprzęt na campingu i ruszaliśmy na zwiedzanie.
Oto link do oficjalnego sklepi Xiaomi: https://mi-store.pl/product-pol-3037-Kamera-Xiaomi-Smart-Camera-C700.html
Obraz był czysty, szczegółowy, a dzięki aplikacji mogliśmy na bieżąco sprawdzać, co dzieje się w środku – z dowolnego miejsca. Czułość na ruch działała bez zarzutu, a widzenie nocne spokojnie ogarniało wnętrze nawet przy całkowitym braku światła.
To nasz pierwszy wyjazd z tą kamerą, ale z całą pewnością – nie ostatni. Daje spokój i kontrolę, szczególnie gdy podróżuje się z wartościowym sprzętem i nie zawsze można mieć wszystko na oku.
Internet i praca zdalna – namiot jako biuro? Zdecydowanie tak!
Jednym z kluczowych elementów naszej podróży był stały dostęp do internetu, bo przez większość wyjazdu pracowaliśmy zdalnie. I właśnie dlatego nie ryzykowaliśmy – zabraliśmy ze sobą Starlinka Gen2, który po raz kolejny zdał egzamin celująco. Szybkie, stabilne łącze niemal wszędzie, gdzie tylko udało się znaleźć kawałek nieba bez drzew nad głową.


W ciągu dnia pracowaliśmy przy stole w namiocie lub w cieniu namiotu, na zewnątrz, a po południu ruszaliśmy na zwiedzanie – miasta, plaże, góry, to, co danego dnia akurat kusiło najbardziej. Dzięki temu udało się połączyć codzienne obowiązki z włoską przygodą – bez żadnego „wypisuję się z życia na dwa miesiące”.
Internet służył nam nie tylko do pracy – bez problemu ogarnialiśmy rezerwacje, planowanie trasy, pogodę, a wieczorami, jeśli tylko mieliśmy jeszcze siły, zasiadaliśmy do wspólnego seansu z Netflixem czy YouTube’em. I to wszystko w środku namiotu – z dobrym zasięgiem i lepszym klimatem niż niejeden hotelowy pokój.
Campingowy miszmasz – co jeszcze zabraliśmy?
Na wielu campingach nie można było parkować samochodu bezpośrednio na parceli – i właśnie wtedy wózek transportowy Coleman okazał się niezastąpiony. Lekki (11 kg), składany, o ładowności do 85 kg, z wygodną rączką, pozwalał bez problemu przewieźć bagaże, lodówkę czy zakupy z parkingu do namiotu. Bez niego — zdecydowanie więcej nerwów i potu.


Na liście rzeczy, które uratowały nam niejedno poranne rozstawianie, zdecydowanie ląduje Dometic Gale – pompka elektryczna. Dzięki niej pompowanie dużych namiotów czy parawanu przestało być wyzwaniem.
Ma bardzo długi przewód (5 metrów) i zasilanie z gniazda zapalniczki 12V, co pozwalało spokojnie podłączyć ją do auta, nawet jeśli stało kawałek dalej. Pracuje szybko, stabilnie i bez zbędnego hałasu.
Zdecydowanie jedno z najbardziej praktycznych urządzeń na liście naszego sprzętu!

W chłodniejsze noce i deszczowe dni ratował nas grzejniczek elektryczny. Wystarczyło kilka minut, by namiot zrobił się przytulny i ciepły, a mokre ubrania szybciej schły.
To jedno z tych urządzeń, bez których wczesnowiosenny wyjazd pod namiot byłby dużo mniej komfortowy.

Zabraliśmy też zwykły komputerowy monitor, który wieczorami służył nam jako telewizor (+głośniczek JBL) – idealny do Netflixa lub YT po dniu pełnym wrażeń. Sprawdzał się dobrze, ale… to chyba był nasz ostatni wyjazd z takim zestawem. Coraz poważniej myślimy o projektorze, który zajmie mniej miejsca i da więcej klimatu pod namiotową kopułą.


I oczywiście – nasze kubki z logo grupy „Pod Namiot”!
To właśnie z nich kawa o poranku smakowała najlepiej, niezależnie czy piliśmy ją w Rzymie, pod Etną czy nad Adriatykiem.
Solidne, ładne, pamiątkowe i z nami od pierwszego dnia wyjazdu aż do samego końca.
Dla nas to już nie tylko kubki – to symbol campingowego stylu życia 💚⛺


Jeśli też chcesz taki – można je jeszcze złapać na Allegro:
Ile to wszystko kosztowało?
Na koniec zostawiamy coś, co zawsze budzi największą ciekawość – podsumowanie kosztów całej wyprawy Italy2025.
Poniższe zestawienie obejmuje tylko konkretne wydatki związane z podróżą, noclegami i logistyką – bez kosztów jedzenia, wizyt w restauracjach, atrakcji turystycznych czy pamiątek.
Czy da się spędzić dwa miesiące pod namiotem we Włoszech, nie rujnując budżetu? Sami zobaczcie:
💰 Podsumowanie kosztów Italy2025 (bez jedzenia, wizyt w restauracjach i innych, prywatnych atrakcji)
🏕️ Campingi: 1420 € – 6106 zł
⛽ Paliwo: ok. 990 € – 4257 zł
🛎️ Hotel w trasie (2 noce): 186 € – 800 zł
⛴️ Prom (Sycylia): 110 € – 473 zł
🏔️ Przełęcz Brenner: 2 × 12 € = 24 € – 103 zł
🚗 Winiety w Austrii: 2x 9,30 € = 18,6 € – 80 zł
🛣️ Autostrady (łącznie): ok. 300 € – 1300 zł
🅿️ Parkingi podziemne / strzeżone: ok. 200 € – 946 zł
🛰️ Starlink (2 miesiące): 860 zł (200 euro)
🔻 Razem: ok. 3 448,60 € – 14 829 zł